IV Sha-uni
Sha-uni była jedną z ośmiu córek Mu-shena. Nie była ani najstarsza, ani najmłodsza, nie była najładniejsza ani najmądrzejsza, ale była odważna i bardzo sprawna. Z pośród wszystkich córek Mu-shena była najniższa miała, zaledwie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu. Jej skóra na brzuchu i wewnętrznej stronie ud była biała, plecy zaś ramiona i nogi miały pomarańczowy odcień i nakrapiane były drobnymi brązowymi plamkami. W domu Sha-uni zawsze nosiła sukienki wykonane z delikatnego przewiewnego materiału, długie do kolan z rozcięciami z obydwu boków sięgającymi prawie do samych bioder. W pasie przewiązywała się długim rzemykiem zawijając go parę razy wokół tali. Yautjańskie sukienki za względu na gorący klimat nie miały rękawów, a jedynie szelki spinane na ramionach specjalnymi ozdobnymi klamrami.
Sha-uni już od najmłodszych lat przejawiała zainteresowanie bronią, z ukrycia przyglądała się trenującym braciom. Podkradała ojcu księgi i uczyła się Kodeksu Łowcy. Mogła oczywiście przeczytać o tym wszystkim w komputerze podłączonym do ogólnodostępnej sieci, ale zapach starych pergaminów przywodził jej na myśl stare dzieje i wielkich nigdy niezapomnianych Łowców. Marzyła często, że tak jak oni będzie podbijać wszechświat, a jej imię wychwalać będą yautjańskie ballady. Często wstawała przed świtem, biegła na tyły ogrodu tam, gdzie nikt nigdy nie chodził i ćwiczyła ruchy, które podpatrzyła u swoich ćwiczących braci. Wiedziała, że jeśli ktoś ją nakryje na ćwiczeniu sztuki łowieckiej i na używaniu broni zakazanej kobietom, to czeka ją sroga kara.
Ojciec nie tolerował inności, uważał, że rola kobiet ogranicza się do rodzenia potomstwa, co było bardzo ważne, bo w świecie Yautja spora część samców ginęła nie zdążywszy założyć rodziny. Stąd też na Yautjalu było dwa razy więcej kobiet niż mężczyzn.
Sha-uni, jednak nie chciała takiego życia jakie prowadziło większość kobiet na jaj planecie. Pragnęła walki, dreszczu polowania.
Kiedyś w dniu wyprawy braci na polowanie dziewczynka ukryła się w ładowni ich statku, chciała tylko popatrzeć. Po wylądowaniu wszyscy zebrali się na odprawie. Ojciec tłumaczył synom na co będą polować, pokazywał słabe punkty ofiary i objaśniał, którą z technik łowieckich najlepiej zastosować. Sha-uni przysłuchiwała się z wielkim zainteresowaniem, a gdy wszyscy opuścili statek i udali się na poszukiwanie ofiary, ona zabrała jedną z zapasowych włóczni i ruszyła ich tropem. Las wypełniały zapachy i dźwięki jakich Sha-uni nie znała. Wreszcie czuła się wolna. Skupiona i czujna brnęła na przód, gdy przed sobą usłyszała odgłosy jakie towarzyszą walce. Szybko ruszyła przed siebie, by nie stracić nic z odbywającego się właśnie boju.
Podniecona i szczęśliwa wpadła biegiem na małą polanę, jakież było jej zaskoczenie, gdy ujrzała swego brata Ci-shena leżącego na ziemi i przygniatanego przez Varoksa. Był to olbrzymi gad wyglądem przypominający jaszczurkę. Miał zieloną skórę pokrytą łuskami, długie nogi i łapy zakończone ostrymi pazurami, na głowie posiadał skórny wachlarz, który rozkładał, gdy chciał przestraszyć agresora. Ciało Varoksa zakończone było długim ogonem, którego zwierze używało jak bicza.
Sha-uni zauważyła, że drugi Varoks przyczaił się na drzewie i czekał sposobnej chwili, by móc zacząć pożywiać się ciałem zabitego Yautja. Ci-shen, jednak żył, choć stracił rękę i sporą część uda prawej nogi. Sha-uni nie namyślała się długo, skoczyła bratu na pomoc. Zaskoczony Varoks, który pastwił się nad Ci-shenem zginął od razu przebity włócznią na wylot, lecz drugi nie dał się zaskoczyć. Zlazł z drzewa i stanął na przeciwko dziewczyny, rozpościerając szeroko skórny wachlarz na głowie. To, jednak nie przestraszyło jej z całej siły rzuciła włócznią w potwora, raniąc go w tylną nogę. Teraz była bez broni nie miała też zbroi, która chroniłaby jej ciało. Rozpostarła, więc szeroko ręce i z przerażającym rykiem rzuciła się w stronę jaszczura to wystarczyło, by na chwilę stracił zapał do walki. Mała Yautjanka wykorzystała okazję, by dostać się do brata i wziąć jego dysk, wiedziała co robić, wiele razy ćwiczyła rzut drewnianą atrapą. Jeden raz wystarczył, by łeb potwora wylądował na leśnej ściółce. Sha-uni wykonała piękny unik przed powracającym dyskiem, techniki łapania jeszcze nie opanowała, a prawdziwa broń, to nie to samo co drewniana zabawka.
Po tym wydarzeniu Cji-shen już nigdy nie polował, a ona została dopuszczona do Bezkrwawych, gdzie miała uczyć się sztuki łowieckiej. Ojciec traktował ją wyniośle i ciągle podkreślał, że to hańba dla kobiety, że nigdy nie znajdzie mężczyzny i nie da mu wnuka, którego on tak pragnie. Matka, natomiast w ogóle przestała się do niej odzywać to jednak nie przeszkadzało Sha-uni, ona była szczęśliwa. Miała to o czym zawsze marzyła. W końcu rodzice pogodzili się z jej wyborem i podarowali jej nawet przepięknie zdobioną zbroję, taką jaką nie mogła poszczycić się żadna młoda Łowczyni. Zbroja była złocona, ładnie profilowana i grawerowana, cały zestaw uzupełniał dwukolorowy hełm. Dziewczyna z dumą nosiła ją na każdej wyprawie.
Dziś Sha-uni z lekkim podnieceniem i obawą podążała na spotkanie z ojcem, rzadko była wzywana przed jego oblicze, musiało wydarzyć się coś ważnego. Weszła do gabinetu, ojciec stał wpatrując się w widok za oknem.
- Wejdź - powiedział - wezwałem cię, żeby powiedzieć , że weźmiesz udział w misji na którą wysyłam wszystkich twoich braci oczywiście tych, którzy są już Łowcami. To bardzo ważne, nie zawiedź mnie. Będziesz miała szansę udowodnić, że zasługujesz na honor bycia Łowczynią. Pewnie słyszałaś o Yautji w czerwonej zbroi i o jego wyczynach? Złapanie go to teraz sprawa najwyższej wagi, zależy od niej honor całego naszego Klanu. Jeżeli przyczynisz się bezpośrednio do ujęcia go zostaniesz zaliczona w poczet Krwawych. Rozumiesz ?
- Tak ojcze nie zawiodę cię.
- Yu-shen wyjaśni ci szczegóły. Idź już.
Nareszcie szansa, na którą czekała. Uwodni ojcu, że jest świetną Łowczynią, dorwie tego głupka, zatknie jego łeb na swojej włóczni. Imię Sha-uni będzie wypowiadane z szacunkiem, a nie drwiną.
Brat objaśnił Sha-uni, jaki był plan ojca. Dwa dni później dziewczyna wraz ze swoimi braćmi opuszczała Yautjal. Każdy z uczestników dostał swój statek, który ojciec wypożyczył od znajomych. Lot na planetę, którą wylosowała dziewczyna miał trwać miesiąc, ponieważ była to jedna z najodleglejszych planet na jakie latali Yautja. Pierwsze co ujrzała to mała żółta kula na tle kosmicznej czerni z każdą minutą zbliżająca się coraz bardziej. Kula rosła, by w końcu osiągnąć gigantyczne rozmiary i przysłonić sobą wszystko inne. Lądowanie przebiegło pomyślnie, właz uchylił się wpuszczając do grodzi żar, jaki panował na tej planecie. Pokrywały ją w całości pustynia i góry. Warunki były tu bardzo trudne, w skalistych górach szalały potężne wichury i prawie nieustannie padał zimny deszcz, woda jednak nie docierała do położonych u podnóży terenów, gdzie rozciągały się gorące piaski i skrajnie suchy klimat. Jeżeli cokolwiek żyło na tej planecie, to musiało być bardzo odporne.
Sha-uni wiedziała co musi zrobić. Przed lądowaniem wykonała dokładny skan terenu. Komputer przetworzył dane i sporządził trójwymiarowy obraz planety. Dziewczyna wybrała dogodne miejsca, w których zamierzała umieścić czujniki. Jeśli ktokolwiek wyląduje w tym przeklętym miejscu ona pierwsza będzie o tym wiedziała.
Nie podobała się jej ta planeta, znalazła się tu, bo przegrała losowanie. Była pewna, że jej bracia oszukiwali, zawsze dokuczali dziewczynie i nabijali się z jej pasji, mówili na nią Sha-shen jakby była chłopcem. Dziwnym trafem jej dwie siostry, które zasadniczo miały odegrać tylko rolę obserwatorów, umieszczone zostały na dwóch najbliższych planetach. Dostały nawet obstawę w postaci dwóch Łowców Młodej Krwi.
Sha-uni głęboko wciągnęła powietrze z butli umieszczonej na plecach. Atmosfera była tu bardzo rozrzedzona i bez maski pewnie szybko straciłaby przytomność. Zeszła z pokładu i stanęła na rozgrzanym piasku.
- Ma chyba ze sto stopni - pomyślała - no nic, nie ma co zwlekać samo się nie zrobi.
Po rozstawieniu wszystkich czujników, Sha-uni postanowiła jeszcze raz sprawdzić, co wiadomo na temat tej planety. Nazywała się Olteran, ale nie była zbyt popularna. Panowały na niej ogromne upały i susza, ale to już wiedziała. Nigdy nie zapadała na niej noc, bo oświetlały ją dwie gwiazdy.
Była planetą średniej wielkości, znajdującą się na środkowej orbicie swojego układu.
- Dobra, a na co można tu zapolować? Skoro już tu jestem, to może uda mi się zdobyć jakieś trofeum. Choć, z drugiej strony ojciec zabronił narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Cel misji złapać łobuza. Ale ojca tu niema - pomyślała z zadowoleniem.
Jutro się rozejrzy za jakąś niebezpieczną zwierzyną, bo w przewodniku nie ma nic na ten temat. Tylko jakieś Dżdżyle, ale one są łagodne.
Pogasiła wszystkie światła i zamknęła zewnętrzne ekrany na oknach. Zrobiło się ciemno. Spojrzała na czasomierz, był ustawiony według czasu na jej planecie, a tam - była już noc.
Dodaj komentarz